środa, 9 grudnia 2015

Jesienne mgły nad Izarą i 17/15 skarpetki

Jesienne mgły nad Izarą, uchwycone w przebłyskach słońca...





... i mikołajkowe skarpetki, zdjęcie bardzo robocze nocne, bo skarpetki od razu poleciały do Warszawy:


technicznie:
skarpetki rozmiar 40
delikatny wzorek... bez wzoru, twórczość własna
wełna Online Sambia, kolor 1739
druty karbonowe 2,5

piątek, 4 grudnia 2015

16/2015, istny poligon (doświadczalny)


Męski, zielony, spartański, maskujący w warunkach naturalnych...



Najpierw powstały rękawiczki, jak widać idealne, do klaskania ;):



Bez wzoru dziergałam. Przeczytałam kilka wzorów na Ravelry, żadnego konkretnego nie wybrałam, ale uznałam, że chyba wiem, o co chodzi i zabrałam się do roboty. Zostało pół kłebka i następny cały, powstał więc jeszcze komin ze wzoru Purl Soho, Structured Alpaca Cowl:




Aby zrobić ten komin, musiałam nauczyć się nabierania i zamykania oczek sposobem włoskim - nabieranie pojęłam, zbieranie masakra - jak również ściągacza z przekręconymi oczkami prawymi. To ostatnie poszło całkiem sprawnie.

Ciągle ponad 60g wełny zostawało, więc znowu bez wzoru, ale pamiętając o  nabytych umiejętnościach, czyli wykorzystując nabieranie sposobem włoskim i przekręcone oczka prawe w ściągaczu, zrobiłam najprostszą możliwą czapkę.



Syn bogatszy o komplet akcesoriów, a ja o kilka nowych umiejętności. Fajnie byłoby, gdybym nauczyła się przekręconego ściągacza już przy mitenkach, ale przeżyjemy. Za to udało mi się wykończyć kolejną staruszkę ze stosiku (ale to brzmi!). Wełna Online Contry, skarpetkowa gruba, bo 8-nitkowa. I cóż, doceniam ideę teoretyczną, czyli: och, ale szybko wydziergam skarpety!, ale w praktyce ledwo zaczęłam, to sprułam, bo w ogóle mi to nie przypominało skarpet, tylko coś w stylu rybackich kaloszy. Za to na akcesoria zimowe jest ta wełna świetna!

wełna - Online Country, kolor 1541
druty - rękawiczki i komin 4,0, natomiast czapka 4,0 ściągacz i 4,5 reszta
wszystko pochłonęło 2 motki, czyli 200g bez jakiejś minimalnej resztki
komin - wzór Structured Alpaca Cowl autorstwa Purl Soho z Ravelry
reszta - radosna twóczość własna

niedziela, 29 listopada 2015

15/15 - Bezel set, śnieg i KAL - wszystkiego po trochu

Koniec listopada, jest ciemno, na zmianę pada śnieg i deszcz, widoczność taka, że mogłabym zapewnić, że mieszkam na nizinie:

Piętnasty projekt w tym roku, jak podaje blogowy licznik, to test dla Ellen ze Szkocji, która występuje na Ravelry jako Knittipoliti. Projekt nazywa się Bezel i jest to komplet zimowych akcesoriów. Zdjęcia stosownie do pogody, jaśniej być nie chce:



Musiałam mocno nakombinować się z grubością drutów, bo w oryginale podano nr 6, ale próbka i druty sobie, a czapka (w rozmiarze S) zaczęła mi się trzymać na głowie dopiero, kiedy zeszłam do rozmiaru 4,5. W związku z tym musiałam powtórzyć kilka razy więcej "bezels", czyli kółek.


Na uwagę zasługuje "ściągacz", który tutaj nie jest klasyczny, lecz stanowi przeplatankę po dwa rzędy jerseyu i lewych oczek. W opisie projektu nie było nic na temat sposobu nabrania. Metodą prób i błędów najlepiej sprawdził się u mnie sposób, który można obejrzeć na Youtube jako austrian long tail cast on.


Komin - ciągle druty 4,5, tyle że dziergając w podróży z trójką dzieci, gdzieś w połowie projektu zorientowałam się, że miało być pięć warkoczy, a są cztery i o ile przez głowę to przechodzi bez problemu, to karku bardzo nie ogrzeje. Nie miałam siły  mentalnej pruć i zaczynać od nowa, więc pokombinowałam inaczej (świetna ze mnie testerka, nie ma co) i do każdego panelu jerseyowego dodawałam po dwa oczka w co trzecim rzędzie. Powiem skromnie, że efekt mi się podoba w porównaniu z oryginałem, bo grzeje naprawdę nieźle, nawet jak się ma na sobie mundurek biurowy, czyli bluzkę koszulową z cienkim cardigankiem.




Do setu dojdą jeszcze rękawice, ale życie goni, więc niebawem o rękawiczkach post zbiorczy.

No i wreszcie, pochwalę się czymś, co sprawiło mi ogromną radość! Jakiś czas temu zgłosiłam skarpetki do skarpetkowego KALu na blogu Amanity i w losowaniu poszczęściło się synowym pasiakom. Od Agaty-Amanity dostałam w nagrodę wełnę w bardzo energetycznym kolorze, przyczepki do oznaczania, że dzianina jest handmejdem i wybrany wzór swetra.


Bezel:
wełna SMC Alpacana (staruszka, ze stosika, ale postanowiłam, że skoro nie mogłam oprzeć się kolejnym zakupom, to przed każdą nowością przerabiam jeden staroć), mieszanka z 35% alpaki, mięsista i ciepła!
druty 4,5

Jawoll już rozplanowany i efekt powinien pojawić się niebawem... jako prezent. A ja lecę wykorzystać chwilę niedzielnego spokoju na dokończenie pierwszego mikołajkowego upominku...

sobota, 7 listopada 2015

Pochwalę się łupami

... wprost z giełdy staroci w mojej wsi. Trafiłam na nią w ostatnim momencie, kiedy sprzedawcy się już pakowali.I pewnie bym nic nie kupiła, bo zagadałam się z małżeństwem emerytów, którzy przemierzają camperem Niemcy i nie tylko, a jak im wpadną w ręce jakieś "skarby", to się ustawiają na starociowych bazarkach i mają na kolejne tankowanie. Emeryci postanowili również się zbierać i korzystając z pięknej pogody odpalić grilla nad rzeką. Krzyknęli, że co mają w kartonach, to po euraku! To spojrzałam w dół i ciach, ciach, skarby mi wpadły w łapki.

Po pierwsze, wazon w kaszubskie wzorki, stara seria Lubiana. Dość egzotycznie, w południowej Bawarii... Emerytka mówi, że mają z Getyngi, bo właśnie stamtąd jadą. Getynga?! Moje miasto studenckie, sentymenty osiągają level 128, łapię. To jej mąż pokazuje mi jeszcze kufel piwny z Getyngi. No jasne, najgorsze piwo świata! Mój ci on! Dobieram dwa kolejne kufle, browarów monachijskich... chyba jest jakaś roślina, której będzie można wmówić, że to doniczka?
I również z przeznaczeniem na doniczki albo świeczniki, łapię mosiężny garnek i starą formę do wyrastania chleba. Cudne, no!

niedziela, 1 listopada 2015

Wszystkich Świętych w Dachau

Na terenie obozu w Dachau, w miejscu przytłaczającym, przerażającym, pełnym bólu... tam właśnie móc z tłumem Polaków zaśpiewać "Boże coś Polskę" - to ma moc!

Na zdjęciu znicze pod tzw. polskim krzyżem. Większość emigrantów nie ma możliwości odwiedzenia na Wszystkich Świętych cmentarza z grobami najbliższych. W polskich miejscach pamięci odnajdują namiastkę tego kawałka "swojej ziemi".

czwartek, 29 października 2015

Smak powszedniego chleba...

Prosty, najprostszy, chleb...
Mniej więcej dwa razy w tygodniu, rutyna. Dlatego i zdjęcie oszczędne w formie, inne by chyba nie pasowało.
Cały dom pachnie chlebem, bo na kratce studzą się dwa bochenki, orkiszowo-żytnie, na zakwasie. Czasami, jak mam więcej czasu, piekę chleby okrągłe, które wyrastają w specjalnych koszykach, a potem pieką się na rozgrzanym kamieniu. Z reguły, piekąc wieczorem, wrzucam do piekarnika dwie keksówki. Tak po prostu. Chleb kupny nam już nie smakuje. Słoik z zakwasem stał się integralną częścią naszej kuchni. To naprawdę nie jest trudne ani ryzykowne ani specjalnie pracochłonne.
Spróbujcie!

Przepisu nie podaję, w necie jest mnóstwo stron kulinarnych. Zresztą, po kilku latach, piecze się niejako z pamięci, kilka ulubionych przepisów, których się wiernie trzymam (np. na razowiec borodyński) i reszta to spontan, improwizacja. Wystarczy pamiętać o kilku podstawowych zasadach, to wyjdzie.

niedziela, 25 października 2015

Berecik wyborczy, czapeczka znaczy, 14/2015

Czapeczka jesienna córki młodszej, już z pomponem i użytkowana ku zadowoleniu zarówno właścicielki jak i autorki udziergu:
Jak widać, ciekawość zwyciężyła nad uprzedzeniami i rozprawiłam się z resztką wełny Drops Fabel, która została po skarpetkach córki starszej. No i niespodzianka - drugi motek bez zerwanych nitek, a wełna przerabiana na drutach 3,0 zamiast 2,5 zdecydowanie zyskała na miękkości. Warto było. Szkoda tylko,  że to już koniec zabawy w 12 czapek w rok. Taka byłam dumna, że po zacięciu się na czapce kwietniowej jednak wróciłam do czapkowania, a tu koniec lansu ;)

Wzór najprostszy możliwy i do tego polski, czyli Fasolka z Ravelry. Moja zmiana - przedłużyłam sporo w porównaniu z wymiarami podanymi w opisie.

Byliśmy dzisiaj w Monachium, oddać głos w wyborach. Podjechaliśmy do konsulatu po Mszy dla rodzin z dziećmi, a w trakcie sumy w obu polskich kościołach - takimi jednostkami liczy się tutaj długość kolejki (po sumie od razu robi się pięć razy dłuższa). Jednak i tak ludzi było sporo, mimo podziału na trzy kolejki (głosujący z Monachium, z reszty Bawarii i z Badenii-Wirtenbergii), ludzie ustawiali się w ogonku już na chodniku przed wejściem na teren konsulatu:



sobota, 17 października 2015

Przy sobocie po robocie...

Sobota powitała nas takim widokiem:






Zima schodzi z gór do wsi, miejscowi mówią, że do końca miesiąca będzie wszędzie biało. Ruszyła przedsprzedaż karnetów narciarskich i cieszymy się na intensywny sezon. Pierwszy raz w życiu nie muszę na narty jechać, Możemy iść.

Poszłam na razie do kiosku, po papier do pakowania, ale nie byłabym sobą, gdyby do koszyka nie wskoczyły mi jeszcze inne papiery:



Zakochałam się w kilku wzorach:












Na drutach jednak coś pilnego, reszta musi poczekać:



Na pompony też czekam, za to szybko przyszedł przydaś kuchenny za punkty uzbierane w pewnym programie lojalnościowym:



Zawsze się śmiałam z takich programów, ale w końcu się przemogłam, zamówiłam kartę i przez rok podawałam ją do "podładowania" przy każdych zakupach w drogerii, tankowaniu na pewnej stacji itd. Jak widać, uzbierało się dość konkretnie.




środa, 14 października 2015

13/2015, skarpetki Dubai

Z końcem lata zaczynam snuć plany urlopowe na rok przyszły. I chodzi za mną bardzo romantyczna wyprawa w ramach świętowania naszej okrągłej rocznicy - Emiraty i Oman. Na razie powstały skarpetki w super wakacyjnych kolorach, zupełnie jak turkusowa woda, gorący piasek i arabskie słodycze:




Wzór to Meereszauber z Ravelry,  a wełna to Opal Hundertwasser II, kolor Autobusfenster.
Skarpetki zgłaszam do KALu na blogu Amanity.


Nawlokłam  też następną parę:



Zdjęcie z niedzieli, więc skarpetka zdążyła już podrosnąć. Jak widać, dziergałam przy herbatce i baklavie w tureckim przybytku kulinarnym. Tak sobie umilałam czas oczekiwania, aż córka skończy lekcję muzealną w Muzeum Pięciu Kontynentów (Museum 5 Kontinente, Maximilianstr. 42, UBahn Lehel; bardzo polecam i może w nabliższym czasie zdam relację, bo syn też chce, ale raczej trzeba mu będzie zrobić lekcję 1:1 z rodzicem). Jak weszliśmy, to wąsaci panowie, sami Turcy (tylko najmłodszy, bez wąsów, popatrzył jakoś tak słowiańsko i ledwo zdążyłam się uśmiechnąć pod nosem, że pewnie ma geny z jakiejś Hürrem, on sam powiedział czystą polszczyzną, że ma polską mamę), z marsowymi minami oglądali akurat CNN Turk. Zobaczywszy małe dziecko, od razu przełączyli, mówiąc, że to nie widoki dla dzieci. Słusznie. Ich zdanie odnośnie tego zamachu było jednoznaczne. I kiedy nieco zamyślona nad tym, co powiedzieli, wychodziłam, mój wzrok utkwił na szyldzie sklepiku dokładnie obok tej kebabiarni/kawiarni:


Tak, "koszerne na Pesach". Czyli obok Turka prowadzi swój interes Żyd. Za nimi niemiecko-francuska brasserie i Wietnamczyk. I jakoś potrafią wszyscy ze sobą żyć i się nie pozabijać. Dlaczego w innych regionach świata nie potrafią i jeszcze muszą to przenosić do nas?

Miało być optymistycznie i lekko, a wyszła jesienna zaduma. Cóż, jesień, a w górach czekamy na śnieg. We wsi trwa już gorączka przygotowań do sezonu narciarskiego, przegląd sprzętu, wymiany, giełdy mniej i bardziej oficjalne. Wróciłam do dziergania czapek, ale o tym następnym razem.

wtorek, 15 września 2015

420 metrów szczęścia...

420 metrów szczęścia... za trzy tygodnie będzie na koncie dodatek za pracę w weekend, to chyba zainwestuję szybko w nawijarkę. Na razie ścigam się z czasem. Prawym okiem wyobraźni widzę cudną chustę. Lewym - że nie zdążę zwinąć ręcznie przed wyjściem z domu i kocica mi przerobi wełnę na 420 metrów chaosu...

niedziela, 13 września 2015

Jeden dzień - cztery tęcze, śnieg i... wróble

W piątek mieliśmy coś do załatwienia w Garmisch. Od razu na parkingu spojrzałam na góry i tak!, dostrzegłam pierwszy powakacyjny śnieg (widok na pasmo Waxenstein):



Było trochę późno na większą wędrówkę, ale liczyliśmy na porządny górski spacer. Dobrze, że zdjęcie zrobiłam od razu, a nie pięć minut później, bo zachmurzyło się na amen, góry znikły, a na nas spadł deszcz. Byliśmy zawiedzeni, nie ukrywam. Zbyt zawiedzeni, żeby po prostu wrócić do domu i fukać. Nigdy nie wracam z Garmisch fukając. Szybki skręt i zamiast na autostradę, wjechaliśmy na drogę w stronę Mittenwald. Tam padało jeszcze mocniej. Spaceru nie będzie. Kolejny skręt, na powiatówkę w stronę Tölz.

Zjechaliśmy serpentynami nad Walchensee, moje ukochane jezioro. Nie widać przez mgłę przeciwległego brzegu, za to ukazała nam się tęcza. Pierwsza.


Siąpiło ciągle, pojechaliśmy dalej. Przejeżdżaliśmy koło zrekonstruowanej wioski wikingów, o wdzięcznej dla polskiego ucha nazwie Flake. Otwarte. No to stop na zwiedzanie.






W deszczu ruszyliśmy w stronę domu. I nagle przed Benediktbeuren  tęcza. W dwupaku w dodatku, czyli tęcze dwie:





W miarę jak górna bladła, dolna robiła się surrealistycznie wyraźna:



Tęcza, krowy z dzwoneczkami, dzikie jeżyny, niebo w ciągu kilku minut niebieskie niczym w Toskanii, zrobiło się ciepło i dodatkowo rozgrzaliśmy się przygotowaną na wędrówkę herbatą. Ruszyliśmy na zwiedzanie pięknej bazyliki:





Przez dziedziniec...

...do środka:




Stemple powierdzające kolejny etap szlaku Camino de Santiago:
Ponieważ bazyliką (i przyległościami, tam jest jeszcze szkoła kszałcąca pedagogów i pracowników socjalnych, schronisko młodzieżowe, centrum szkoleniowo-konferencyjne itd.) opiekują się salezjanie, w ogrodzie można poczytać sobie cytaty ze św. Jana Bosco. Ten spodobał mi się szczególnie:
Najlepsze, co możemy zrobić na świecie, 
to czynić dobro
być pogodnym
i pozwolić wróblom gwizdać.

 
Koło domu szybkie weekendowe zakupy. Znowu w deszczu, ale na parkingu przed sklepem pokazała nam się tęcza czwarta:


Niesamowite dla mnie, to wszystko to rozegrało się w ciągu jednego popołudnia na przestrzeni poniżej 50 km!