czwartek, 29 października 2015

Smak powszedniego chleba...

Prosty, najprostszy, chleb...
Mniej więcej dwa razy w tygodniu, rutyna. Dlatego i zdjęcie oszczędne w formie, inne by chyba nie pasowało.
Cały dom pachnie chlebem, bo na kratce studzą się dwa bochenki, orkiszowo-żytnie, na zakwasie. Czasami, jak mam więcej czasu, piekę chleby okrągłe, które wyrastają w specjalnych koszykach, a potem pieką się na rozgrzanym kamieniu. Z reguły, piekąc wieczorem, wrzucam do piekarnika dwie keksówki. Tak po prostu. Chleb kupny nam już nie smakuje. Słoik z zakwasem stał się integralną częścią naszej kuchni. To naprawdę nie jest trudne ani ryzykowne ani specjalnie pracochłonne.
Spróbujcie!

Przepisu nie podaję, w necie jest mnóstwo stron kulinarnych. Zresztą, po kilku latach, piecze się niejako z pamięci, kilka ulubionych przepisów, których się wiernie trzymam (np. na razowiec borodyński) i reszta to spontan, improwizacja. Wystarczy pamiętać o kilku podstawowych zasadach, to wyjdzie.

niedziela, 25 października 2015

Berecik wyborczy, czapeczka znaczy, 14/2015

Czapeczka jesienna córki młodszej, już z pomponem i użytkowana ku zadowoleniu zarówno właścicielki jak i autorki udziergu:
Jak widać, ciekawość zwyciężyła nad uprzedzeniami i rozprawiłam się z resztką wełny Drops Fabel, która została po skarpetkach córki starszej. No i niespodzianka - drugi motek bez zerwanych nitek, a wełna przerabiana na drutach 3,0 zamiast 2,5 zdecydowanie zyskała na miękkości. Warto było. Szkoda tylko,  że to już koniec zabawy w 12 czapek w rok. Taka byłam dumna, że po zacięciu się na czapce kwietniowej jednak wróciłam do czapkowania, a tu koniec lansu ;)

Wzór najprostszy możliwy i do tego polski, czyli Fasolka z Ravelry. Moja zmiana - przedłużyłam sporo w porównaniu z wymiarami podanymi w opisie.

Byliśmy dzisiaj w Monachium, oddać głos w wyborach. Podjechaliśmy do konsulatu po Mszy dla rodzin z dziećmi, a w trakcie sumy w obu polskich kościołach - takimi jednostkami liczy się tutaj długość kolejki (po sumie od razu robi się pięć razy dłuższa). Jednak i tak ludzi było sporo, mimo podziału na trzy kolejki (głosujący z Monachium, z reszty Bawarii i z Badenii-Wirtenbergii), ludzie ustawiali się w ogonku już na chodniku przed wejściem na teren konsulatu:



sobota, 17 października 2015

Przy sobocie po robocie...

Sobota powitała nas takim widokiem:






Zima schodzi z gór do wsi, miejscowi mówią, że do końca miesiąca będzie wszędzie biało. Ruszyła przedsprzedaż karnetów narciarskich i cieszymy się na intensywny sezon. Pierwszy raz w życiu nie muszę na narty jechać, Możemy iść.

Poszłam na razie do kiosku, po papier do pakowania, ale nie byłabym sobą, gdyby do koszyka nie wskoczyły mi jeszcze inne papiery:



Zakochałam się w kilku wzorach:












Na drutach jednak coś pilnego, reszta musi poczekać:



Na pompony też czekam, za to szybko przyszedł przydaś kuchenny za punkty uzbierane w pewnym programie lojalnościowym:



Zawsze się śmiałam z takich programów, ale w końcu się przemogłam, zamówiłam kartę i przez rok podawałam ją do "podładowania" przy każdych zakupach w drogerii, tankowaniu na pewnej stacji itd. Jak widać, uzbierało się dość konkretnie.




środa, 14 października 2015

13/2015, skarpetki Dubai

Z końcem lata zaczynam snuć plany urlopowe na rok przyszły. I chodzi za mną bardzo romantyczna wyprawa w ramach świętowania naszej okrągłej rocznicy - Emiraty i Oman. Na razie powstały skarpetki w super wakacyjnych kolorach, zupełnie jak turkusowa woda, gorący piasek i arabskie słodycze:




Wzór to Meereszauber z Ravelry,  a wełna to Opal Hundertwasser II, kolor Autobusfenster.
Skarpetki zgłaszam do KALu na blogu Amanity.


Nawlokłam  też następną parę:



Zdjęcie z niedzieli, więc skarpetka zdążyła już podrosnąć. Jak widać, dziergałam przy herbatce i baklavie w tureckim przybytku kulinarnym. Tak sobie umilałam czas oczekiwania, aż córka skończy lekcję muzealną w Muzeum Pięciu Kontynentów (Museum 5 Kontinente, Maximilianstr. 42, UBahn Lehel; bardzo polecam i może w nabliższym czasie zdam relację, bo syn też chce, ale raczej trzeba mu będzie zrobić lekcję 1:1 z rodzicem). Jak weszliśmy, to wąsaci panowie, sami Turcy (tylko najmłodszy, bez wąsów, popatrzył jakoś tak słowiańsko i ledwo zdążyłam się uśmiechnąć pod nosem, że pewnie ma geny z jakiejś Hürrem, on sam powiedział czystą polszczyzną, że ma polską mamę), z marsowymi minami oglądali akurat CNN Turk. Zobaczywszy małe dziecko, od razu przełączyli, mówiąc, że to nie widoki dla dzieci. Słusznie. Ich zdanie odnośnie tego zamachu było jednoznaczne. I kiedy nieco zamyślona nad tym, co powiedzieli, wychodziłam, mój wzrok utkwił na szyldzie sklepiku dokładnie obok tej kebabiarni/kawiarni:


Tak, "koszerne na Pesach". Czyli obok Turka prowadzi swój interes Żyd. Za nimi niemiecko-francuska brasserie i Wietnamczyk. I jakoś potrafią wszyscy ze sobą żyć i się nie pozabijać. Dlaczego w innych regionach świata nie potrafią i jeszcze muszą to przenosić do nas?

Miało być optymistycznie i lekko, a wyszła jesienna zaduma. Cóż, jesień, a w górach czekamy na śnieg. We wsi trwa już gorączka przygotowań do sezonu narciarskiego, przegląd sprzętu, wymiany, giełdy mniej i bardziej oficjalne. Wróciłam do dziergania czapek, ale o tym następnym razem.