poniedziałek, 25 grudnia 2017

Święta bez stresu i cowl mutant

W święta (każde) uwielbiamy po prostu być razem i cieszyć się swoją obecnością i jakimś innym odmierzaniem czasu. Poza tym, nasze organizmy domagają się ruchu zamiast gnicia za stołem.

Dzisiaj wykorzystaliśmy cudne słońce, rozgrzaliśmy się rześkim marszem przez Schwabing i trafiliśmy do najbardziej znanego monachijskiego parku, czyli Englischer Garten.



Widok z punktu obserwacyjnego - morze ludzików, a na horyzoncie charakterystyczne wieże monachijskiej starówki.









Na spacer zabrał się z nami element dziewiarski, a właściwie dwa. Znana już czapka z alpaki i udziergany niedawno w jeden dzień gigantyczny cowl. Użyłam do niego wełny Lana Grossa Rio i drutów 15, które w obsłudze są nieco mniej wygodne od kilofu ;), ale za to efekt był ekspresowy.

W roli mistrza drugiego planu - pierwsi piknikowicze. Zabrali do parku kocyk i nie zawahali się go użyć... Mam nadzieję, że mieli
 przy sobie jakąś piersiówkę z procentami :D


 A tu zachwyciły mnie przedziwne krzaki, podobne do śnieguliczki, ale owoce mają w kolorze sorbetu wiśniowego. Powyżej - Monopteros, klasycystyczna budowla na kształt greckiej świątyni. To był właśnie nasz punkt widokowy. Fioletowa śnieguliczka doskonale przykryła tłum między kolumnami i zdjęcie wyszło całkiem romantycznie. Ach, ta siła iluzji!

środa, 20 grudnia 2017

Wkładaj czapkę, bo odmrozisz sobie uszy ;)

Godzina portafi wystarczyć, żeby zupełnie rozładowane baterie zaczęły przynajmniej nieśmiało pikać na żółto. Dzisiaj przytrafiła mi się niecodzienna okazja w życiu dojeżdżającego do pracy korposzczura, a mianowicie flexi time - wykorzystany na odebranie latorośli ze szkoły muzycznej. Świetny jest taki spacer przez zimowe pejzaże i bądźmy szczerzy, śnieg i resztka grudniowego słońca, a nawet zdjęcia cyknięte zmieniakiem pokazują, że jest pięknie... Miło rozejrzeć się wokół domu za dnia (normalnie teraz wychodzę, jak jest jeszcze ciemno i wracam, gdy znowu ciemno):
Można pokręcić głową, np. w lewo:
I dla równowagi w prawo:
No i tradycyjne grudniowe czapkowanie, a właściwie efekty tegoż. Młoda zapozowała, a ja truchcikiem cyk, cyk, cyk, bo z minuty na minutę coraz ciemniej (a to tylko 15!).

Kolejna prosta Fasolka, wedle wytycznych młodzieży:

Wełna skarpetkowa, chyba jakiś zupełnie archiwalny Opal, ale nie zidentyfikowałam tak do końca. Druty 3,0, a ściągacz 2,5. Miało być maksymalnie prosto, więc się dostosowałam.






Łotewska wełna (tak, jedna z tych kupionych w Limbazi - nazywa się Divkarsa i jest mniej więcej grubości fingering) i czapka Aare, zrobiona w ramach testu dla Madeleine Windsor na Ravelry. Świetny panel dekoracyjny dziergał się niemalże sam. Wełna gryzie niczym głodny dzik, ale uwielbiam ją! Moja aktualnie najbardziej eksploatowana czapka, w dodatku cudownie ciepła mimo wagi 40 gr. Musi doczekać się sesji z prawdziwego zdarzenia, bo ciężko telefonem uchwycić ten wzór...









I popularny wzór nieodżałowanej Eleny Nodel, A little Unexpected, troszkę zmieniona wersja i gruba skarpetkowa wełna firmy Online. Zalegał ten kłębek okrutnie, a nagle przemienił się niczym brzydkie kaczątko w łabędzia.

Miała być moja, ale dziecko przymierzyło i uznało, że ma wobec niej pewne plany. Nie ma sprawy!

A teraz kawa, słuchawki na uszy i próba nadgonienia roboty, bo flexi czy nie, ma być na jutro zrobione. Chociaż po takim fajnym dotlenieniu zdecydowanie łatwiej się skupić niż pod koniec dnia w biurze.