wtorek, 24 marca 2015

7/2015, skarpetki: Dzika plaża nad Izarą

No, proszę państwa, nam to się powodzi. Wiosna! Słońce!




Plażing! I to na dzikiej plaży, bo wcale nie prawda, że takich już nie ma. Są! Chociaż rzeczywiście bez bursztynów, a pies nie całkiem pies, bo suka i w sumie w pysku mogłaby nosić co najwyżej "Süddeutsche Zeitung" zamiast "Głosu Wybrzeża". Niemniej naprawdę było dziko, bo oprócz nas, ale w bezpiecznej odległości, jeszcze tylko jedna pani z psem i po drugiej stronie rzeki nieśmiali licealiści z napojami chłodzącymi.


Wygrzewały się też nowe skarpetki w cudnych kolorach:



Wzór Jeck z Ravelry:



Wzór już znany, ale tak mi się spodobał, kiedy dziergałam drobny prezent, że powtórzyłam, dla siebie. Tylko wełna w zupełnie innym stylu, skarpetkowa Opal, seria Love Story, kolor Romantik. Druty 2,5, ale moja nowa miłość - Knit Pro Karbonz. O ile ogólnie jestem wyjątkowo odporna na gadżeciarstwo, to tu poległam. Są zbójecko drogie (prawie 10 eur za komplet 5 drutów to chyba jednak rozbój, nieprawdaż?), ale jednocześnie warte każdego centa. Robótka tylko śmiga, jakby się robiła niemalże sama, a do tego te ostre, precyzyjne końcówki. Myślę, że nie przesadzę z oszczędnością czasu o 50%.

Zieloności dostały chwilowo zadyszki, chyba muszą poczekać, aż się wyskarpetkuję...

poniedziałek, 9 marca 2015

5 i 6/2015, czapki dla ojca i syna

Ile połówek ma Monachium?

Chyba się nie da zliczyć. Dzisiaj pod szkołą każdy rodzic opowiadał, gdzie wczoraj pojechał na wycieczkę i każdy zapewnia, że na trasie spotkał "pół Monachium". Też mamy takie wrażenie. Jeździliśmy na rolkach, chwilę piknikowaliśmy i wystawialiśmy buzie do słońca nad Starnberger See, bo temperatura dochodziła do +15. Wiosna przyszła gwałtownie.

Facetów przekupiłam sobie znanymi sposobami i jednak zapozowali chwilę w nowych czapkach. Facet większy dostał tę czapkę na urodziny, kolor i krótki ściągacz to jego inwencja. Jako że zostało całkiem sporo wełny i czapka była rozpisana S-XL, to facet mniejszy dostał czapkę-bliźniaka, żeby zadawali szyku partner look. Czapka faceta mniejszego z kolei z zawijanym ściągaczem, żeby się jednak różniły jakimś detalem, co by sobie panowie wzajemnie nie podbierali czapek.





Wełna Opal Polarlichter, druty 4. Wzór Ribs'n'Cables Beanie z Ravelry. Bardzo fajnie sie dzierga, perfekcyjnie rozpisany. Wielką zaletą tego modelu jest rozciągliwość czapki, więc nadaje się doskonale na czapki-prezenty, kiedy nie znamy dokładnie obwodu głowy czy nie chcemy psuć niespodzianki mierzeniem.

Trasa wokół jeziora z widokiem na ciągle ośnieżone góry:




I w stronę północną:

Pierwszy amator sportów wodnych:



Zaciekawiła nas ta tabliczka, bo z daleka coś nie widać było spacji między wyrazami:


Podeszliśmy więc bliżej, żeby przeczytać:


No, robi wrażenie! A mogliby po prostu napisać "człowieku, nie śmieć".

Pozazdrościłam facetom i niedługo też będę miała coś dzierganego i zielonego, o!

wtorek, 3 marca 2015

4/2015, czyli i ja mam Citrona... oraz pławię się w poczuciu zwycięstwa

Citron, podobno prosty... ale historia będzie długa (kto chce same zdjęcia, robi screenroll).


Porwałam się z motyką na księżyc, jako że wybrałam sobie ten wzór na pierwszą robótkę, jesienią 2013. Szkopuł polega na tym, że ani nie miałam pojęcia, że dziergając chustę nie dobiera się grubości wełny wg instrukcji na banderoli ani nie umiałam przerabiać lewych oczek. Niby nauczyłam się z tutoriala na youtube, ale coś sobie "ułatwiłam" i wychodziły krzywe. Nieszczęśnik został więc rzucony w kąt, a w końcu spruty. Nie ukrywam, że była to zadra wprost w serce perfekcjonistki (tak, też mam tę okropną cechę charakteru).

Przerwę między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem, już z "ludzkimi" umiejętnościami i zaopatrzona w stosowną dziewiarską wiedzę oraz nową czapkę,  postanowiłam wykorzystać na wysztrykanie (znacie to cudne śląskie słowo? Bo mnie kiedyś Ślązaczka nauczyła i od tej pory używam go z lubością, no piękne jest!) chusty do kompletu. Wzór wybrałam, mozolnie, mozolnie, prawie zgrzytając zębami doszłam do końcowej bordiury i.. sprułam. Jakoś to nie było "to" i wiedziałam, że nie będę chętnie nosić.

Zabrałam się za inne projekty, podbierając szalik mężowi. W końcu wróciłam do tematu. Wertowałam Ravelry w tę i nazad, niby się już na to, na tamto, jednak na inne, decydowałam, ale ciągle nie to... Byłam prawie gotowa przyznać, że wszystko jest winą tej "niechustowej" wełny. I kiedy usypiałam, dość przygnębiona, usłyszałam, jak cichutko łka.. zapomniany. Citron! Następnego dnia odnalazłam wzór i dziergał, pardon, sztrykał się, niemalże sam.

Skończywszy, odbyłam wędrówkę po mieścinie w poszukiwaniu szpilek. W końcu odkryłam jeszcze jeden sklep z wełnami, gdyż jak się okazało, w miasteczku niespełna 20 tys. mieszkańców, są dwa typowo dziewiarskie. Kiedyś pójdę tam z aparatem, bo jest wart pokazania! Ze sklepu wróciłam jeszcze z igłami dziewiarskimi, żeby ładnie mój projekt wykończyć... i następnego dnia poszłam po nowe igły, jako że pierwszymi "skutecznie" pobawił się mój syn.
Następnie czekałam skromne 3 tygodnie na choćby promień słońca... W niedzielę byłam pewna pięknych zdjęć, ale zalane deszczem Monachium nie jest fotogeniczne. Kiedy wracaliśmy, ukazała się na chwilę panorama Alp. Zanim zjechaliśmy na pobocze, góry schowały się pod gradem. Wczoraj przeżyłam wszystkie znane mi formy opadów jednego dnia: śnieg (topiący się w locie, brrr), śnieg z deszczem, ulewę, grad i burzę.

A dzisiaj... Dzisiaj wyszło słońce! Tylko nie miałam przy sobie nikogo do pomocy i z kolei musiałam przyznać, że jestem matuzalemem, który nie umie sobie nawet selfika pstryknąć. Kilkadziesiąt prób...

Ale czy po takich przygodach, mając wreszcie ciepłą szyję i jeszcze wpis na blogu, można nie pławić się w poczuciu zwycięstwa???

A, dziękuję bardzo odwiedzającym <3 Jest Was z każdym wpisem więcej, patrząc na statystyki, przecierałam oczy ze zdumienia, że tyle osób ogląda te moje drobiazgi. Mam nadzieję, że pożegnamy się już niedługo ze stalowym, ciemnym niebem przedwiośnia i codziennym deszczem ze śniegiem i będzie więcej gór, jezior, cebulowych kopuł bawarskich kościołów, ogródków piwnych, tratw na rzece, krów na łąkach...

W tle Izara i jej kamieniste plaże. Szalik oczywiście nie ma dziur, za to przez krzew prześwituje słońce ;)






Wełna Opal Kleiner Prinz, jako że chusta stanowi komplet z pokazywaną już czapką (a ja wykorzystuję każdą okazję, żeby wreszcie nie nosić już czapki...), druty nr 4.