wtorek, 15 września 2015

420 metrów szczęścia...

420 metrów szczęścia... za trzy tygodnie będzie na koncie dodatek za pracę w weekend, to chyba zainwestuję szybko w nawijarkę. Na razie ścigam się z czasem. Prawym okiem wyobraźni widzę cudną chustę. Lewym - że nie zdążę zwinąć ręcznie przed wyjściem z domu i kocica mi przerobi wełnę na 420 metrów chaosu...

niedziela, 13 września 2015

Jeden dzień - cztery tęcze, śnieg i... wróble

W piątek mieliśmy coś do załatwienia w Garmisch. Od razu na parkingu spojrzałam na góry i tak!, dostrzegłam pierwszy powakacyjny śnieg (widok na pasmo Waxenstein):



Było trochę późno na większą wędrówkę, ale liczyliśmy na porządny górski spacer. Dobrze, że zdjęcie zrobiłam od razu, a nie pięć minut później, bo zachmurzyło się na amen, góry znikły, a na nas spadł deszcz. Byliśmy zawiedzeni, nie ukrywam. Zbyt zawiedzeni, żeby po prostu wrócić do domu i fukać. Nigdy nie wracam z Garmisch fukając. Szybki skręt i zamiast na autostradę, wjechaliśmy na drogę w stronę Mittenwald. Tam padało jeszcze mocniej. Spaceru nie będzie. Kolejny skręt, na powiatówkę w stronę Tölz.

Zjechaliśmy serpentynami nad Walchensee, moje ukochane jezioro. Nie widać przez mgłę przeciwległego brzegu, za to ukazała nam się tęcza. Pierwsza.


Siąpiło ciągle, pojechaliśmy dalej. Przejeżdżaliśmy koło zrekonstruowanej wioski wikingów, o wdzięcznej dla polskiego ucha nazwie Flake. Otwarte. No to stop na zwiedzanie.






W deszczu ruszyliśmy w stronę domu. I nagle przed Benediktbeuren  tęcza. W dwupaku w dodatku, czyli tęcze dwie:





W miarę jak górna bladła, dolna robiła się surrealistycznie wyraźna:



Tęcza, krowy z dzwoneczkami, dzikie jeżyny, niebo w ciągu kilku minut niebieskie niczym w Toskanii, zrobiło się ciepło i dodatkowo rozgrzaliśmy się przygotowaną na wędrówkę herbatą. Ruszyliśmy na zwiedzanie pięknej bazyliki:





Przez dziedziniec...

...do środka:




Stemple powierdzające kolejny etap szlaku Camino de Santiago:
Ponieważ bazyliką (i przyległościami, tam jest jeszcze szkoła kszałcąca pedagogów i pracowników socjalnych, schronisko młodzieżowe, centrum szkoleniowo-konferencyjne itd.) opiekują się salezjanie, w ogrodzie można poczytać sobie cytaty ze św. Jana Bosco. Ten spodobał mi się szczególnie:
Najlepsze, co możemy zrobić na świecie, 
to czynić dobro
być pogodnym
i pozwolić wróblom gwizdać.

 
Koło domu szybkie weekendowe zakupy. Znowu w deszczu, ale na parkingu przed sklepem pokazała nam się tęcza czwarta:


Niesamowite dla mnie, to wszystko to rozegrało się w ciągu jednego popołudnia na przestrzeni poniżej 50 km!


niedziela, 6 września 2015

Potwór poskromiony... mój pierwszy sweter, 12/2015

Pierwszy wpis nieco jesienny i pierwszy sweter, który zrobiłam dla siebie. Ogólnie drugi, ale ten całkiem pierwszy był w rozmiarze 68 i dużo błędów wybaczył. Teraz musiałam się postarać. Wyszło tak:




Swetrowi pstryknęliśmy sesję nad Sylvensteinsee. To sztuczne jezioro, mające za cel zapobiegać powodziom w miastach nad Izarą, gdyż absorbuje nadmiar wody z rzeki. Nazywane jest jeziorem-fiordem i  rzeczywiście coś ma w sobie z klimatów skandynawskich.








Jeśli chodzi o sam sweter, to była jazda bez trzymanki.
Zaczęło się od włóczki. Kupiłam spontanicznie (przecena, przecena!) boucle, Lana Grossa Concerto. W dotyku bardzo fajna, skład uczciwy (bawełna, wiskoza i jedna nitka sztucznego) i swierdziłam, że sprytnie przemyca żywy kolor, czyli pomarańczowy. Tyle, że nie widać zupełnie co się dzierga i bardzo ciężko pruć. Po zrobieniu próbki byłam załamana, ale musiałam zachować dobrą minę, w końcu kto normalny idzie tylko odebrać dziecko ze szkoły muzycznej, a wraca z pełną siatką wełny... znaczy, z dzieckiem i instrumentem też wróciłam, żeby nie było, że do dzisiaj czekają na starówce ;).

Potem wybrałam wzór, padło na Sea Mist w Dropsie. I cóż, zgodnie z zasadą więcej szczęścia niż rozumu, właśnie ta włóczka boucle, przy której nie widać, co się dzierga, uratowała ten projekt. Jak pod koniec dziergania zobaczyłam na Ravelry zdjęcia bez fotoszopa, pokazujące ten model wiernie odwzorowany, to się przestraszyłam. Serio! Uważam, że zbieranie oczek przy dekolcie jest rozwiązane idiotycznie, delikatnie mówiąc. Oprócz tego, bardzo zabawne, kiedy dzierga się pierwszy dorosły sweter, a  mimo że próbka się zgadzała, to sweter jest za krótki. Jeżeli na osobie wzrostu 1,62 przypomina modę szalonych lat 90., to nieco wyżsi mogą chyba pomyśleć o wydzierganiu tego modelu ma plażę, cały brzuch się opali. To przestałam się przejmować i go przedłużyłam do dlugości, jaka podobała mi się najbardziej. To samo zrobiłam potem z rękawami, przy czym wydziergałam je metodą magic loop. Nie rozumiem, po co dokładać niepotrzebne szycie, jak proponowano w opisie. Dekolt też zmieniony, pociągnęłam go w górę, oczywiście dalej zbierając oczka. Karczek również inaczej, dzięki radom, które uzyskałam na FB. W wersji oryginalnej się marszczył, więc musiałam go przerobić. Jazda bez trzymanki, mówiłam!

No i to tyle w kwestii zmian... drobiażdżek, nieprawdaż? I to wszystko przy pierwszym dorosłym swetrze... Ale z efektu końcowego jestem naprawdę zadowolona!


wełna: Lana Grossa Concerto, kolor 09
sweter waży 550g, jeden motek padł ofiarą prucia
druty: 5,5
wzór: Sea mist z Dropsa przerobiony nie do poznania

środa, 2 września 2015

Postęp techniczny, fejsie witaj!

Tak, udało się dokonać wiekopomnego dzieła, blog powiązany z fejsem. Po prawej stronie w panelu jest stosowny guzik, klik i lubisz, a ja będę wysyłać nowe wiadomości prosto na Twojego fejsa.

wtorek, 1 września 2015

11/2015 skarpetki Reykjavik - skarpetkowa doskonałość na koniec lata

Moje, moje ci one!

Wspaniała wełna Opal Käthe Kruse, wyjątkowo udana nawet jak na Opal (który zasadniczo wszystko chyba ma udane, ale tą serią przebił sam siebie), pod którą wybrałam wzór Minecraft. Po pierwszej skarpecie wprawdzie przyszły dzieci, że teraz one i dla nich najpierw, ale po zaopatrzeniu progenitury, mogłam dokończyć parę dla siebie. No normalnie matka-Polka ze mnie ;)
Kolory - przydymiony niebieski, dwa odcienie szarego (grafit i prawie biały) i taki aż malinowy czerwony. Prawie kolory islandzkiej flagi, a jako że Islandia jest naszym podróżniczym marzeniem numer jeden i skarpetki też są moim faworytem, to nazwane na cześć islandzkiej stolicy.



A za oknem od kilku godzin pada, wręcz leje. Pewnie to koniec tegorocznego (saharyjskiego, a nie islandzkiego) lata, ale się cieszę, bo pewnie ochłodzi się jutro na tyle, żeby zrobić sesję w nowym swetrze.


Dane techniczne:
wzór - Minecraft z Ravelry
wełna - Opal Käthe Kruse kolor 2654
zużycie 68 gram, rozmiar 36/37, szerokość 60 oczek
druty - 2,5 Karbonz