Ostatnio nic nie pokazywałam, co nie znaczy, że nic nie robię. Po prostu - oprócz pozadrutowych drobnostek życiowych, no wiecie, wstać, zrobić sobie kawę, pomalować oko ;) - robię trzy robótki naraz.
Za to mam absolutne dziergacze szczęście mieć koleżankę daleko, daleko, na samym północnym skraju Islandii. Tam, gdzie w maju nikogo nie dziwią śnieżyce, a z pobliskiej Grenlandii podpływają wieloryby. Koleżanka przysłała mi cudny prezent, islandzkie handmejdowe guziki z kości. Aneta, dziękuję!!! No i czuję się zdopingowana, żeby zmierzyć się z jakimś poważniejszym wełniowym wyzwaniem, na którym będę mogła owe guziki prezentować. Są naprawdę świetne, popatrzcie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz