niedziela, 6 września 2015

Potwór poskromiony... mój pierwszy sweter, 12/2015

Pierwszy wpis nieco jesienny i pierwszy sweter, który zrobiłam dla siebie. Ogólnie drugi, ale ten całkiem pierwszy był w rozmiarze 68 i dużo błędów wybaczył. Teraz musiałam się postarać. Wyszło tak:




Swetrowi pstryknęliśmy sesję nad Sylvensteinsee. To sztuczne jezioro, mające za cel zapobiegać powodziom w miastach nad Izarą, gdyż absorbuje nadmiar wody z rzeki. Nazywane jest jeziorem-fiordem i  rzeczywiście coś ma w sobie z klimatów skandynawskich.








Jeśli chodzi o sam sweter, to była jazda bez trzymanki.
Zaczęło się od włóczki. Kupiłam spontanicznie (przecena, przecena!) boucle, Lana Grossa Concerto. W dotyku bardzo fajna, skład uczciwy (bawełna, wiskoza i jedna nitka sztucznego) i swierdziłam, że sprytnie przemyca żywy kolor, czyli pomarańczowy. Tyle, że nie widać zupełnie co się dzierga i bardzo ciężko pruć. Po zrobieniu próbki byłam załamana, ale musiałam zachować dobrą minę, w końcu kto normalny idzie tylko odebrać dziecko ze szkoły muzycznej, a wraca z pełną siatką wełny... znaczy, z dzieckiem i instrumentem też wróciłam, żeby nie było, że do dzisiaj czekają na starówce ;).

Potem wybrałam wzór, padło na Sea Mist w Dropsie. I cóż, zgodnie z zasadą więcej szczęścia niż rozumu, właśnie ta włóczka boucle, przy której nie widać, co się dzierga, uratowała ten projekt. Jak pod koniec dziergania zobaczyłam na Ravelry zdjęcia bez fotoszopa, pokazujące ten model wiernie odwzorowany, to się przestraszyłam. Serio! Uważam, że zbieranie oczek przy dekolcie jest rozwiązane idiotycznie, delikatnie mówiąc. Oprócz tego, bardzo zabawne, kiedy dzierga się pierwszy dorosły sweter, a  mimo że próbka się zgadzała, to sweter jest za krótki. Jeżeli na osobie wzrostu 1,62 przypomina modę szalonych lat 90., to nieco wyżsi mogą chyba pomyśleć o wydzierganiu tego modelu ma plażę, cały brzuch się opali. To przestałam się przejmować i go przedłużyłam do dlugości, jaka podobała mi się najbardziej. To samo zrobiłam potem z rękawami, przy czym wydziergałam je metodą magic loop. Nie rozumiem, po co dokładać niepotrzebne szycie, jak proponowano w opisie. Dekolt też zmieniony, pociągnęłam go w górę, oczywiście dalej zbierając oczka. Karczek również inaczej, dzięki radom, które uzyskałam na FB. W wersji oryginalnej się marszczył, więc musiałam go przerobić. Jazda bez trzymanki, mówiłam!

No i to tyle w kwestii zmian... drobiażdżek, nieprawdaż? I to wszystko przy pierwszym dorosłym swetrze... Ale z efektu końcowego jestem naprawdę zadowolona!


wełna: Lana Grossa Concerto, kolor 09
sweter waży 550g, jeden motek padł ofiarą prucia
druty: 5,5
wzór: Sea mist z Dropsa przerobiony nie do poznania

5 komentarzy:

  1. Gratulacje! Pierwszy sweter to już nie byle co! To kiedy następny? I teraz zacznie się męka i odwieczne pytanie, który?:) Pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie tam u Was. :)
    A sweter super- tylko uwaga... wkręca! Potem myśli się tylko o robieniu swetrów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały! Z całego serca gratuluję pierwszego dużego swetra :-) Wspaniale na Tobie leży i ma cudowne kolory. Bardzo mi się podoba.
    Sesja zdjęciowa w cudownym miejscu :-)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie sie podoba:-) Ja bym go wydziergała od góry, wtedy nie ma problemu ze skracaniem czy wydłużaniem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wygląda na przynajmniej piąty!

    OdpowiedzUsuń