Zaliczyliśmy falstart? Oj, z przytupem i to zbójeckim przytupem, hej!
Tak to jest, jak się szuka kabelka od aparatu w - tak na wyczucie - 48753987098275 kartonach, jakie zostały do rozpakowania, a na koniec męczy serwis Nikona próbując z całych sił wpakować kabelek od aparatu, z którym pożegnaliśmy się rok temu.
Niemniej jestem, mamy Adwent i to taki już zaawansowany. W tym tygodniu nawet planujemy dotrzeć na roraty, które odbywają się w okolicy tylko w środy, za to o 6.30 rano. Czeka nas wyprawa z lampionami przez śpiące miasteczko. Już z tego powodu warto wstać przed kurami.
A z rzeczy, o których miał być blog... no, ótóż te rzeczy sobie powstają. Opanowałam sztukę dziergania na pięciu drutach, skarpetkowo tak. I powstała czapka, wyjątkowo dla mnie. Naprawdę wyjątkowo, normalnie wprawdzię wykorzystuję ostatnio każdą wolną chwilę na nałóg, ale nie dla siebie...
Czapka z wełny skarpetkowej Opal, z serii Der kleine Prinz (Mały Książę), kolor nazwano Der kleine Prinz und die Schlange, czyli Mały Książę i wąż. En natura bardzo przyjemny szary, z dodatkiem stonowanego.. no właśnie, rozmytego winnego? przydymionego drzewa różanego? Coś takiego :), a co pewien czas cienki pasek żarówiastej, neonowej zieleni. Normalnie zieleni muszę unikać, ale w tej kombinacji kolorystycznej przeszła. Druty skarpetkowe 2,5, nabrałam 144 oczka przerabiając ściągacz 2op, 1 ol. Potem na drutach skarpetkowych 3,0 jerseyem, bez wzorów, jako że wełna sama z siebie wzorzysta.
Czapka, zwana ciapką, prezentuje się tak:
Na przygotowanie jej potrzebowałam, tak z doskoku, dwóch dni.
No i parę widoczków alpejskich, z niedzielnej wycieczki nad Tegernsee, jedno z jezior na południe od Monachium. Jak się przyjrzeć, to da się dorobić teorię, że kolory pasują do tych czapkowych:
Ławeczka dla wędrowca:
I zmarznięty głóg:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz